Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem przecież Żydem.
Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem przecież komunistą.
Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem. Nie byłem przecież socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem przecież związkowcem.
Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było.
– Martin Niemöller
Wiele widzieliśmy w ciągu ostatnich pięciu lat czwartej Rzeczypospolitej. Butę. Arogancję. Lekceważenie społeczeństwa i demokracji. Truizm? Być może. Ale czy to znaczy, że po raz kolejny mamy po prostu przejść na tym do porządku dziennego?
Analizując wczoraj druki sejmowe dotyczące projektu tarczy antykryzysowej pomyślałem, że to kiepska ustawa, że niewiele daje. Ale przecież „dzięki” polityce kupowania głosów za przywileje społeczne, my już chyba po prostu więcej w skarbcu nie mamy. Mleko się rozlało, więc fajnie, że chociaż tyle. Do głowy mi jednak nie przyszło, że celem projektu jest zupełnie coś innego. Nie mam jednak do siebie pretensji, bo zmiany ordynacji wyborczej w tych drukach PO PROSTU NIE BYŁO. Przyszła w nocy, do czego też się już – niestety – przyzwyczailiśmy. Powstaje więc pytanie – na ile tolerancyjni jesteśmy, jak daleko posunięte pełzające zamachy stanu wytrzymamy. Kiedy przeważająca część społeczeństwa zrozumie, że sprzedawanie się za przywileje socjalne w ostateczności dotknie ich. Przede wszystkim ich. Bo przedsiębiorcy i – używając orwellowskiej nowomowy miłościwie panujących – „ludzie bogaci” zapewne poradzą sobie bez przywilejów, kiedy źródełko wyschnie. Tak więc mam do Was, twierdzących że dobra polityka polega na rozdawaniu a cała reszta to tylko ględzenie gadających głów, przesłanie. Płynie z powyżej zacytowanego, znanego wiersza pewnego Niemca.
Dlaczego jest wyjątkowy i dlaczego go tu przytoczyłem? Martin Niemöller był luterańskim pastorem z okresu dwudziestolecia międzywojennego. On też nie protestował. Wiecie dlaczego? Bo był luterańskim pastorem, Niemcem z krwi i kości. Polityka trzeciej Rzeszy go przecież nie dotyczyła. Ale – czy na pewno? Śpieszę donieść, że ów wiersz pisał z obozu koncentracyjnego w Dachau w 1942 roku. Dlaczego stamtąd? Ostatnie zdanie wiersza z pewnością odpowie Wam na to pytanie.
Dalej myślicie, że zmiany z ostatniej nocy Was nie dotyczą? No to teraz trochę profetyzmu. Skoro mogą zmienić ordynację wyborczą na chwilę przed wyborami, to tym pokazują nam, że mogą wszystko. Mogą zmienić Konstytucję. Powiecie, że do tego potrzeba 2/3 głosów posłów, tak? No to patrzcie. Gwarantuję, że zaraz znajdzie się kilku „wybitnych” i „uznanych” konstytucjonalistów, którzy powiedzą, że to jest nadzwyczajna sytuacja, której ustawa zasadnicza nie przewidziała, a dla dobra ogółu trzeba Konstytucję szybko dostosować do panujących warunków – zwykłą większością głosów. Ulegitymizują to nadrzędnym interesem społecznym. Bo jak nie można, ale bardzo trzeba, to można. Ale przecież mamy Trybunał Konstytucyjny, który nad tym czuwa. Zaraz, zaraz …
Jeszcze nie jesteście przekonani? No to zobrazujmy głosowanie korespondencyjne przez osoby po 60-tce. Muszą to zgłosić w odpowiednim czasie przed wyborami, aby mogli bezpiecznie głosować z domu. Jak mają to zrobić? Online? Ok, pewnie 20 % z tej grupy będzie umiało. A co z resztą? Będą wystawać w kolejkach na poczcie i dzięki temu zarażą się nie w trakcie wyborów, ale jeszcze przed. Odwołano wszystkie zgromadzenia, konferencje, spektakle, seanse. Nawet Sejm głosuje online. A potencjalnie dwadzieścia kilka milionów Polaków wyślą na wielkie skupiska społeczne. W trakcie jednego dnia. Serio!? Czy utrzymanie się przy władzy jest warte tylu trupów?
A czy pomyśleli o tych, którzy nas ratują? O pielęgniarkach i lekarzach pracujących w nadzwyczajnych warunkach? Jeśli zawodowy żołnierz, czy policjant jedzie na misję specjalną do Iraku czy Kosowa – otrzymuje spore, dodatkowe wynagrodzenia za pracę w nadzwyczajnych warunkach. Takie wynagrodzenie otrzymywali też pracownicy oczyszczający elektrownię w Czarnobylu. A czy ktoś pomyślał o pracownikach służby zdrowia? Mówicie – to ich praca. Owszem. Ich praca nawet w normalnych warunkach jest niebezpieczna, jednak jest to zagrożenie nieporównywalne do obecnego. Wraz z jego wzrostem powinny też rosnąć wynagrodzenia. Poza tym, spróbujcie powiedzieć to 51 rodzinom włoskich lekarzy, którzy w tej nierównej walce utracili ich bezpowrotnie. Szczerze mówiąc dziwie się im, że jeszcze stoją na posterunkach. Bez odpowiednich środków, bez dodatków motywacyjnych. Chociaż zdziwienie to chyba złe słowo. Podziw zdecydowanie bardziej tu pasuje.
Nie dajcie się nabrać – już Alexis de Tocqueville rozumiał, że demokracja kończy się wtedy, kiedy rządzący zorientują się, że mogą kupić wyborców za ich własne pieniądze. A więc, czy ktoś tam jeszcze jest!?