Procesy Frankowiczów z bankami od wielu lat stanowią jedno z głównych wyzwań polskiego wymiaru sprawiedliwości. Z każdym rokiem coraz więcej kredytobiorców, posiadających tzw. kredyty frankowe, decyduje się pozwać bank i poprzez uzyskanie wyroku sądu ustalającego nieważność umowy kredytu, definitywnie rozstać się z tym toksycznym produktem. Zdecydowanej większości to się aktualnie udaje.
Na przestrzeni ostatnich 10 lat, kiedy to pozwy frankowe na dobre zagościły w polskich sądach, wiele się zmieniło i co do zasady są to zmiany na korzyść Frankowiczów – zarówno jeżeli chodzi o przepisy prawa, jak i orzecznictwo sądów. Niewątpliwie ułatwia to Frankowiczom dochodzenie ich praw na drodze sądowej, chociaż warto pamiętać, że ta droga nie zawsze była prosta.
Frankowicze zaczęli składać pozwy na większą skalę w 2016 roku. Było to związane z decyzją ustawodawcy, który znacząco obniżył koszty sądowe związane z wytoczeniem takiego procesu.
Co do zasady w sprawach cywilnych o wartości przedmiotu sporu opiewającej na ponad 20.000 PLN, pobiera się od pozwu opłatę wynoszącą 5% tej wartości. Tzw. sprawy frankowe mają to do siebie, że dotyczą dość wysokich kwot, bo przecież średni kredyt wynosił około 250 – 300 tys. PLN. Dlatego przed zmianą ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych, wysokość opłaty sądowej od pozwu, wnoszonego przez Frankowicza, wynosiła kilkanaście, a niejednokrotnie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Dla większości były to kwoty nieosiągalne, szczególnie, że budżet domowy był co miesiąc obciążany ratą kredytu, którą trzeba było wpłacać do banku. Po obniżeniu tej opłaty do kwoty 1000 PLN coraz więcej kredytobiorców decydowało się na pozwanie banku, bo pierwsza bariera finansowa, która do tej pory ich blokowała, została zlikwidowana. To, z mojego punktu widzenia, bardzo szeroko otworzyło Frankowiczom bramy sądów, którzy zaczęli z tego korzystać.
Wówczas kwestią otwartą pozostawało orzecznictwo sądowe, które dopiero raczkowało. A początki tych spraw w sądach były dość trudne i raczej przypominały sinusoidę niż stabilną linię orzeczniczą, szczególnie do momentu wydania przez TSUE wyroku w sprawie Dziubak, C-260/18. W 2023 roku wydaje się, że polskie sądy jednoznacznie opowiadają się za nieważnością umów tzw. kredytów frankowych, przynajmniej tak wynika ze statystyk. Obecnie ponad 90 % spraw jest przez Frankowiczów wygrywanych, co potwierdza, że linia orzecznicza ukształtowała się właśnie w tym kierunku. Co istotne, nie ma możliwości, aby zastępować czy zmieniać niedozwolone klauzule umowne innymi postanowieniami, w tym kursem średnim NBP, czego oczekiwałyby banki, posiadające portfele kredytów frankowych. Takie rozwiązania wykluczają zarówno europejskie, jak i polskie sądy, i to jest kolejna okoliczność na korzyść kredytobiorców frankowych.
Kolejną kwestią, która co prawda jeszcze nie została definitywne rozwiązana, ale której wynik jest raczej oczywisty, to niezasadność roszczeń banków o tzw. wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. Opinia Rzecznika Generalnego TSUE z 16 lutego 2023 roku ma charakter – co prawda – wyłącznie pomocniczy, ale należy pamiętać, że dotychczasowe doświadczenia pokazują jednoznacznie, że TSUE bardzo rzadko nie zgadza się z przedstawionym przez niego stanowiskiem. Można więc śmiało powiedzieć, że to preludium przed docelowym orzeczeniem, najprawdopodobniej z nim zgodnym. Jej treść jest jednoznacznie pozytywna dla wszystkich „Frankowiczów”. Nie pozostawiając pola do interpretacji, niweczy wszelką możliwość, aby po orzeczeniach sądów ustalających nieważność umów kredytowych, banki dochodziły jeszcze jakichkolwiek innych świadczeń – niezależnie czy jest to wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, waloryzacja, czy jakiekolwiek inne pomysły tego sektora, na próbę zmniejszania swoich strat. Jasne stało się więc, że ustalenie nieważności umowy powoduje de facto kredyt darmowy – trzeba oddać wyłącznie tyle, ile się pożyczyło. Przy czym na wysokość dokonanych przez kredytobiorców wpłat zaliczamy nie tylko część kapitałową raty, ale też i odsetki, prowizje i inne opłaty poboczne. Warto też dodać, że Dyrektywa 93/13 wystarczająco jasno daje do zrozumienia, że konsumenci powinni być chronieni za wszelką cenę i nie mogą ponosić konsekwencji za działania przedsiębiorcy, które są sprzeczne z prawem, bądź po prostu zwyczajnie nieuczciwe. Jeżeli przyjąć by pogląd przeciwny, tj. że po uznaniu umowy za nieważną, bank może żądać jeszcze jakichś świadczeń pobocznych, to ochrona konsumenta byłaby wyłącznie iluzoryczna, a sama dyrektywa nie miałaby w ogóle charakteru odstraszającego. Przedsiębiorca musi bowiem ponieść konsekwencje swoich działań, co ma go też zniechęcić do stosowania takich praktyk w przyszłości. Jeżeli bowiem korporacje wychodziłyby z takich tarapatów zupełnie suchą stopą, to co powstrzymywałoby je przed próbą takich zachowań w przyszłości? W najgorszym wypadku groziłbym im tylko status quo, a w najlepszym – wielomiliardowe dochody. Rachunek zysków i strat byłby więc wówczas dość oczywisty.
Konieczność ochrony konsumenta po prawomocnym wyroku, ustalającym nieważność umowy kredytu, TSUE potwierdził zresztą w najświeższym wyroku z dnia 16 marca 2023 roku w polskiej sprawie C-6/22, gdzie jasno wskazał, że sądy krajowe mają zagwarantować przywrócenie sytuacji prawnej i faktycznej, w jakiej konsument znalazłby się w przypadku braku nieuczciwego warunku w jego umowie kredytu. Trudno uznać, że takim przywróceniem równowagi byłoby zasądzenie bankowi wynagrodzenia za korzystanie z kapitału – niezależnie od formy takiego wynagrodzenia. Zatem i w tym przypadku po raz kolejny Frankowicze są górą.
To, co na ten moment w sprawach frankowych wydaje się największym wyzwaniem i bolączką, to długość procesów sądowych. Obecnie procesy frankowe trwają po kilka lat, chociaż oczywiście nie jest to regułą. Ustawodawca dostrzegł ten problem i aby usprawnić rozpoznawanie pozwów Frankowiczów zmienił przepisy procedury cywilnej, w oparciu o które te sprawy są rozpoznawane. Z dniem 15 kwietnia 2023 roku wejdzie w życie nowelizacja kodeksu postępowania cywilnego, zgodnie z którą Frankowicze będą mogli pozywać banki wyłącznie w swoim miejscu zamieszkania, a nie jak dotychczas – albo w miejscu siedziby banku albo w sądzie właściwym ze względu na ich adres zamieszkania. Moim zdaniem to rozwiązanie usprawni rozpoznawanie spraw frankowych, a na tym najbardziej zależy kredytobiorcom, chociaż rozumiem zarzuty dotyczące ograniczania w ten sposób uprawnień procesowych Frankowiczów.
Dotychczas zdecydowana większość spraw frankowych trafiała do tzw. Wydziału Frankowego, który został powołany do życia w kwietniu 2021 roku w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Założenie było takie, że wydział ten będzie rozpoznawał wyłącznie pozwy kredytobiorców frankowych, a sędziowie, przydzieleni do orzekania w tym wydziale, będą wyspecjalizowani jeżeli chodzi o tę kategorię spraw. Przez pierwsze miesiące funkcjonowania tej jednostki rzeczywiście tak było, ale ogromny wpływ spraw spowodował gigantyczny korek pozwowy. W ciągu 2 lat działalności do Wydziału Frankowego wpłynęło ponad 42 tys. spraw, które są rozpoznawane przez około 30 sędziów. Nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że jest to najbardziej obciążony wydział sądu w Polsce.
Dlatego też ta sytuacja wymagała od ustawodawcy podjęcia zdecydowanych działań, aby Frankowicze nie musieli latami czekać na prawomocny wyrok w swojej sprawie. Stąd pomysł na przeniesienie procesów do sądów właściwych ze względu na miejsce zamieszkania kredytobiorców. Moim zdaniem powinno to zdecydowanie poprawić sytuację sądową Frankowiczów, szczególnie, że po tylu latach obecności tzw. spraw frankowych w polskim i europejskim wymiarze sprawiedliwości, linia orzecznicza wydaje się ukształtowana. Co więcej, przez ten czas został zgromadzony niezwykle bogaty dorobek orzecznictwa – TSUE, Sądu Najwyższego i sądów powszechnych. Zatem sędziowie cywilni, nawet jeżeli nigdy nie rozpoznawali takiej sprawy, mają z czego czerpać. Z mojego doświadczenia wynika, że moi Klienci, których sprawy były rozpoznawane przez sądy w mniejszych ośrodkach, czekali na wyroki zdecydowanie krócej niż czekaliby przykładowo w Warszawie. Oczywiście najbliższe miesiące funkcjonowania nowych przepisów pokażą, czy nowelizacja odniosła zamierzony efekt, niemniej zasady doświadczenia życiowego dają prawo zakładać, że powinno być szybciej.
W ostatnim czasie, głównie za sprawą Przewodniczącego KNF, jak bumerang wrócił temat ustawy frankowej, która ma zniechęcić Frankowiczów przed pozywaniem banków. Nie przez przypadek – mimo, że żaden jej projekt nie ujrzał światła dziennego – uzyskała ona miano „ustawy antypozwowej”. Czy taka ustawa jest możliwa, szczególnie w planowanym kształcie? Nie sądzę, szczególnie, że stanowiłaby naruszenie podstawowych zasad państwa prawa. Oczywiście z KNF słychać głosy, że ustawa nie zabroni kredytobiorcom frankowym dochodzenia od banków roszczeń na drodze postępowania sądowego, jednak w przypadku wygranej taki kredytobiorca ma zostać obciążony zobowiązaniami podatkowymi od wygranej. Sytuacja jest absurdalna, szczególnie z tego powodu, że przecież Frankowicz już raz od wpłaconych do banku rat podatek zapłacił. Kredytobiorca musiał zarobić te pieniądze pracując czy prowadząc działalność gospodarczą, więc na jakiej zasadzie miałby od tych niesłusznie wpłaconych do banku pieniędzy po raz drugi zapłacić podatek? Pomysł jest absurdalny i nie wydaje się, aby znalazł poparcie wśród klasy politycznej, szczególnie, że Frankowicze stanowią dość znaczny odsetek obywateli biorących udział w wyborach.
Jak widać sprawy frankowe charakteryzują się dużą dynamiką, niemniej to, co jest najważniejsze z punktu widzenia kredytobiorców frankowych, to fakt, że zdecydowana większość spraw jest przez sądy rozpoznawana na ich korzyść i umowy te są masowo uznawane za nieważne. Z kolei nieważna umowa wiąże się z koniecznością rozliczenia wyłącznie kwoty uzyskanego od banku przed laty kapitału w PLN, oczywiście pomniejszonej o dotychczas wpłacone raty i inne koszty kredytowe, i nic poza tym. Obecna sytuacja Frankowiczów w sądach potwierdza zatem, że droga, którą podążali przez tę ostatnią dekadę, była słuszna, choć wyboista. Z pewnością to doświadczenie będzie ważne dla innej kategorii kredytobiorców, czyli Złotówkowiczów, inaczej zwanych Wiborowiczami, którzy również coraz częściej pukają do drzwi polskich sądów.